Whisky #15: Port Charlotte The Peat Project 46%

Witajcie.
Spokojna, leniwa niedziela, za oknem też jakoś ponuro i cicho, także ożywmy ten dzień czymś wyrazistym!

Trzymam właśnie w ręku bardzo fajny projekt destylarni Bruichladdich. A mianowicie wpadli jakiś czas temu na pomysł, że będą zarówno piękną (delikatniejsze, słodsze, owocowe destylaty wychodzące do ludu jako Bruichladdich), jak i bestią, czyli dosyć mocno przytorfione whisky zwane Port Charlotte (wcześniej Bruichladdich 3D, czy też Peat). Fajna idea. Wiemy od razu czego się spodziewać po danej butli i w zależności na co mamy aktualnie ochotę zabieramy się za jedno lub drugie.

Butelka klasycznie pękata i charakterystyczna dla Bruichladdich, natomiast etykieta zaprojektowana dosyć oszczędnie, żeby nie odwracać uwagi od mocy torfu kryjącej się w środku 🙂

Whisky nie filtrowana na zimno, jak również w swoim naturalnym kolorze. Leżakowana w beczkach z amerykańskiego dębu.

Moje odczucia:

OKO: słomkowa
NOS: pierwsze co uderza w nos, to oczywiście torfowy dym i jakby lekko przypalone garnki. Dymne klimaty mieszają się z okrągłą słodyczą karmelu i waniliowego kremu. Wyczuwalna sól – morska woda. Czuć też na dalszym planie cytryny i ich skórkę. Wszystko przyprawione pieprzem.
Po dodaniu odrobiny wody, whisky staje się bardziej cytrusowa i pieprzna. Czuć, że to młody destylat.
JĘZYK: dość gładka, prym znowu wiedzie dym (fajny, nie gryzący), lekka ziemistość, przyjemnie pieprznie, rozgrzewająco.
FINISZ: dosyć długi, przepełniony, a jakby dymem.

Whisky zdecydowanie dla fanów dobrej zadymy 🙂 Przez ścianę z torfu próbują się przebić słodsze nuty, jednak przegrywają, ale nie z kretesem. Oceniając proporcjonalnie, to w 2/3 to whisky ubrana w torfowe nuty, a reszta to przyprawy i karmelowo-waniliowa, raczej przytłumiona część.

Ocena: 82.5/100

Whisky mogłem zdegustować i ocenić dzięki singlemalt.pl – The real taste of whisky – sklep internetowy z whisky.
Wielkie dziękuję 😉