ABV: 46.1%
Wiek: 10 lat
Cena: 240zł
Dzisiaj whisky z młodziutkiej szwedzkiej destylarni. Mackmyra 10, to pierwsza whisky z określeniem wieku w portfolio tego producenta ze Szwecji. Do tej pory światło dzienne ujrzało dosłownie kilka whisky w wersji NAS. Ten dziesięcioletni single malt leżakował w trzech rodzajach beczek – po bourbonie, po Oloroso Sherry oraz w świeżych beczkach dębowych. Whisky ma naturalny kolor i nie była filtrowana na zimno, no i ma w miarę przyzwoitą moc 46.1% (mogłoby być lepiej, ale też mogło być wykastrowane 40%).
Moje odczucia:
OKO: jasno-złota.
NOS: kremowo-mineralna, jakby ciasteczka maślane, odrobina owoców – twardych jabłek, a obok nieco słodsze gruszki, jest też troszkę melona. Całość tych wydawałoby się przyjemnych aromatów wyłapywana jest przeze mnie spod takiej nieco kanciastej i szorstkiej otoczki – mieszaniny iskrzących procentów i świeżego drewna. Po małej chwili dochodzi bourbonowa wanilia i migdały. Po jeszcze jednej chwili mamy olejek śmietankowy do ciasta.
JĘZYK: dębina, deski w tartaku, trawa. Whisky jest rozgrzewająca. Nuty czarnej herbaty, doprawione pieprzem i… jakąś zieleniną.
FINISZ: płąski, raczej rozwodniony, minimalnie dymny, średnio długi, metaliczny.
Mackmyra 10 nie jest whisky porywającą. Zapach pozwalałby myśleć, że może nie będzie najgorzej, jednak ubóstwo doznań na języku te pierwsze myśli wymazuje. Nie jest jakoś wybitnie tragicznie, ale w pamięci Mackmyra 10 na długo mi nie pozostanie. Może poza faktem, że momentami miałem skojarzenia z japońskimi maltami (np. jakieś młode Yamazaki).
OCENA: 82/100.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz