Whisky #49: Laphroaig 10YO 40%

Laphroaig 10
Laphroaig 10 YO

ABV: 40%

Wiek:  10 lat
Cena: 145złWitajcie!
Dziś ostatni dzień mojego noworocznego leserowania. Jutro powrót do pracy i innych obowiązków. Także postanowiłem sobie osłodzić ostatki wolnego. Chociaż osłodzić, to w przypadku dzisiejszej whisky chyba zbyt wiele powiedziane :)Nie wiem jak to się stało, że jeszcze tej whisky na blogu nie było.. Przeoczenie 🙂

Laphroaig 10, bo o nim mowa, to kolejny po Lagavulinie 16 must-have, jeśli idzie o podstawowe wersje whisky. Według mnie oczywiście. Whisky na pewno jedna ze skrajniejszych jeśli chodzi o jej profil smakowy.
Godna, zasłużona i obok Ardbega chyba najsłynniejsza reprezentantka Islay. Na pewno wielu z Was o niej słyszało, a lwia część ją piła. Można jej nie lubić, można jej nie kochać, ale wypadałoby spróbować jej choć raz.

Laphroaig 10
Laphroaig 10 YO

Destylarnia Laphroaig powstała w 1815r. W swoim portfolio posiada całą gamę oficjalnych wypustów. Począwszy od najpopularniejszej 10-letniej, poprzez wersje CS, Quarter Cask, QA i PX Cask, Cairdeas, 15, 18, 25, 30 i na 40-letniej kończąc. Do tego dochodzi wiele wypustów niezależnych bottlerów, którzy z ochotą selekcjonują beczki Laphroaiga, by wydawać go w licznych wiekowo i beczkowo wersjach.

Jeśli chodzi o opisywaną przeze mnie podstawową wersję, to jeszcze 10 lat temu wychodziła w wersji 43%. Jednak od 2005r. ABV zostało obniżone do 40%.

Laphroaig 10
Laphroaig 10 YO

Moje odczucia:

OKO: miedziana.
NOS: tutaj nie trzeba lądować głęboko z nosem w kieliszku w poszukiwaniu aromatycznych doznań. Woń tej whisky od pierwszej sekundy po otworzeniu i nalaniu do kieliszka wypełnia cały pokój. Jest mimo ogólnie negatywnie kojarzonych zapachów przyjemnie, ognisto-mrocznie: dym torfowy, dym z ogniska, wypalona słoma, medyczno-jodynowe nuty. Po pierwszym piekielnym uderzeniu i odczekaniu chwili w kieliszku da się wyczuć gładsze i może nie słodkie, ale bardziej złagodzone tony w postaci lekko przypalonego waniliowego biszkopta, który namoczony został wcześniej w orzeźwiających i lekko kwaskowatych cytrusowych olejkach. Nie dolewam wody, to zbędne. Whisky odstała kolejne 5 minut i mamy dodatkowo herbatniki i te wręcz mistyczne cukierki Werther’s Originals. Poezja.
JĘZYK: whisky oblepiająca podniebienie, oleista. Pierwsza jest ziemisto-dymna ściana torfu, wypalonych polan w kominku i popiołu. Po chwili podobnie jak w zapachu wkrada się łagodząca pierwsze wrażenie kremowość, która miesza się i kotłuje z nutami kojarzonymi z apteczką pierwszej pomocy, czy też szpitalem. Chwilę szukałem nazwy dla przyprawy, która całość okrasza i mam – to zielony pieprz. Pięknie spaja i zamyka w okrągłej formie całość.
FINISZ: jak najbardziej przypalony, długi, dymny, ale nie gryzący, popiół, bardzo przyjemny.

Laphroaig 10
Laphroaig 10 YO

Cóż mogę powiedzieć, whisky piękna w swej pozornej prostocie. Chociaż nigdy nie powiem wprost, że jest prosta. Pod początkowo zadymioną osłonką dają się wyczuć waniliowo-kremowe akcenty, które pięknie współgrają w całości. Ci którzy próbowali i nie posmakowała, niech spróbują jeszcze raz lub dwa i doszukają się tych cudownych niuansów. Ci którzy nie próbowali niech natychmiast to nadrobią.
Po prostu klasyk i obowiązkowe wyposażenie każdej whiskowej apteczki.

OCENA: 88/100

Ostatnie wpisy:

2 komentarze

    • 11 stycznia 2015
      Reply

      Miło mi to czytać 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

− 2 = 5