No nic, festiwalowy pył opadł już całkowicie, ale w głowie nadal siedzą wrażenia i chęć opisania chociaż w skrócie tego co przez 2 dni zaoferowała nam Jastrzębia Góra, Dom Whisky i sam festiwal.
W Jastrzębiej byłem już w czwartek w południe, tak żeby przygotować się i mentalnie nastawić do czekających mnie dwóch dni na festiwalu. Wieczorem małe odwiedziny Domu Whisky, parę kieliszeczków czegoś przyjemnego i podpytanie barmana co ciekawego szykuje się na drugi dzień.
Festiwal od frontu. |
W I-szy dzień festiwalu wymyśliłem sobie, że chcąc dostać się na któryś masterclass (osobno, nie biorąc całego pakietu) muszę się tam zjawić zaraz po otwarciu. Tak też zrobiłem, kilkanaście minut po 10ej byłem już na miejscu. Stówka zapłacona, opaska na nadgarstku zapięta, kieliszek w ręce i ognia – myślę sobie. Ludzi nie za wiele, atmosfera lekko senna, no ale to dopiero początek przecież. Ludzie zaspani i jeszcze ciut zdezorientowani gdzie co jest. Podpytałem o masterclasses nie bardzo zorientowanego pana który się tym zajmował i widząc tematy wykładów na chwilę mi przeszło żeby się na cokolwiek zapisywać (120zł za sztukę i w cenie oprócz zapisu na masterclass w zalezności od wybranego tematu dostawałeś albo nową Encyklopedię Whisky J.Urbana, Glenfiddicha 12, prenumaratę Magazynu Whisky..), więc postanowiłem się przejść po ogrodzonym festiwalowym terenie, żeby zobaczyć czym się będę raczył przez dwa dni 🙂
Ardbeg niepotrzebnie się wygrzewa. |
I? W kilka minut zorientowałem się, że chyba czego innego się spodziewałem. Tzn. spodziewałem się większej ilości wystawców, to na pewno. A dwa jeśli już destylarnia, czy też koncern się wystawia, to wszystkie wystawione produkty są do zdegustowania w cenie wejściówki. A tu mnie ciut zraziło, czy może początkowo zdziwiło, że do stestowania były jedynie najbardziej podstawowe wypusty. Zawartość reszty butelek mogła znaleźć się w kieliszku dopiero po dodatkowej opłacie – od 20zł, do bodajże 180zł za Glenfiddicha 26YO – nowy wypust.
Moje lekkie zawiedzenie spotęgował fakt, że większość rzeczy wystawionych dla ludu po prostu piłem.
Jednak po zrobieniu kilku kółeczek 'na pusto’ podszedłem na początek bodajże do Ardbega, zaraz kieliszek się wypełnił, chwila gadki z barmanem, nalał drugi raz i ruszyłem od stoiska do stoiska, szukając rzeczy nowych do spróbowania.
Glenfiddich na biało. |
Z wystawców mieliśmy wspomnianego Ardbega – Ten za free, Corryvreckan i Uigedail płatne.
Poza tym Glenfiddich – najbardziej okazałe stoisko.
Glenmorangie – bardzo nieśmiałe stoisko, wielkości kiosku.
Talisker – najbardziej efektowne stoisko, ze Stormem do testów, rozbitą łodzią jako rekwizytem i deszczem na zamówienie.
Jim Beam – cała paleta swoich produktów i barmani ogarniający drinki/koktaile na ich bazie.
Dewar’s – najbardziej wyluzowani barmani, dużo by o nich pisać, 'miszczowie’ 🙂
Glenlivet – tutaj 12 i 15-ka. Aberlour z 12-ką. Johhnie Walker z Double Black.
W Grant’sie mieli kilka rzeczy do stestowania. Poza tym robili mini-warsztaty z blendowania swojej whisky. Fajna rzecz, w niedzielę z rana robiłem swój wspaniały blend 🙂
Bardzo stonowany Jack Daniels – tutaj najmniej ludzi było przez dwa dni.
A Talisker w deszczu. |
Moje początkowe obawy, że po prostu nie będzie tutaj co robić i co degustować szybko się rozmyły, a to za sprawą LUDZI. I mówię tu przede wszystkim o ludziach za barami. Krótko mówiąc – świetni! Z większością dało się porozmawiać zarówno fachowo o whisky, whisky barach, miejscach w których pracują itd., ale także na luzie o wszystkim i o niczym. Tak, barmani zrobili robotę na festiwalu.
Ale z ludźmi przy barze też łapało się momentalnie kontakt. Wiadomo, whiskopijca z whiskopijcą tematy do rozmów zawsze znajdą, co spowodowało, że atmosfera całego festiwalu była na duży plus.
Jury konkursu barmańskiego. |
Zestaw jednego z uczestników. |
A tu ciekawa prezentacja koktajlu. |
Koktajl m.in. na Ardbegu. |
W drugi dzień odbył się też finał konkursu barmańskiego (jak się dowiedziałem wczoraj od barmana w DW do wygrania był złoty Auriverdes, hmm). Poza tym był pokaz i chyba nauka gry na dudach, ale nie zagłębiałem się za bardzo – nie do końca mój instrument 🙂
No i w końcu nie zlądowałem na żadnym masterclass. Raz, że nie porwały mnie tematy (jedynie ten o single cask wydawał się ciekawy), dwa – nie było czasu 🙂
Podsumowując festiwal, jakichś organizacyjnych wpadek nie zauważyłem. No może poza irytującym wiecznym brakiem wody w automatach do przemywania kieliszków 🙂
W przyszłym roku liczę na większą ilość wystawców, to na pewno. Żeby nie był to festiwal tylko dla początkujących i Ci co coś tam już w życiu wypili nie marudzili. To mój apel 😉
Organizatorzy na pewno po pierwszej tego typu imprezie sami wyciągną wnioski i poprawią wszystko co w ich oczach powinno funkcjonować lepiej i II-ga edycja będzie idealna.
Wszystkiego pewnie do końca nie opisałem, parę błędów na pewno zrobiłem, ale wybaczcie, odespać muszę festiwalowe zmęczenie 🙂
PS. Wielkie pozdrowienia dla chłopaków z Dewar’sa, Jim Beam’a i Ardbega 😉
This website is amazing. I will tell about it to my friends and anybody that could be interested in this subject. Great work guys!
As someone who has worked in email marketing for a decade I can tell you with absolute certainty that Harry’s problems are just beginning and I’d urge any business to research much more widely before embarking on a viral campaign like this with email.Rapid list growth like this becomes a nightmare for on-going engagement once the initial “FREE STUFF!” campaign ends. Expectations are now sky-high. The churn rate on the subscriber list could burn your sender reputation unless engagement is sustained, relevant, and meaningful. This could mean that email delivery becomes much slower (higher deferrals), inbox placement suffers (we live in the age of the priority inbox and smart sweeping), and you burn through your SendGrid IPs and get your account closed. Future marketing via an email channel is going to suffer.This campaign also teeters on the very edge of what is legal. In the EU, for example, this kind of viral campaign is incredibly close to looking like a dodge of the prior consent rule. In the eyes of the UK’s ICO, the “instigator” of the message is not the 3rd party — it’s Harry’s. Therefore Harry’s are responsible for any malicious act resulting from this campaign and any distress it caused people who did not welcome receiving the viral email. I also hope that Harry’s were very clear in the management of the data. The email addresses of the forwarded contacts are not owned by them and they do not have consent for further marketing activities without an explicit opt-in. Or double opt-in as they’re US-based.LikeLike
I’m very happy to read this. This is the type of manual that needs to be given and not the random misinformation that’s at the other blogs. Appreciate your sharing this greatest doc.
Terrific work! That is the kind of information that are supposed to be shared around the web. Disgrace on Google for no longer positioning this submit upper! Come on over and visit my web site . Thank you =)
Awesome post. Very eye-opening for someone who isn’t too savvy with coding and garnishing thousands of emails.LikeLike
I simply want to say I am just beginner to blogging and site-building and honestly liked you’re web-site. Almost certainly I’m want to bookmark your blog post . You amazingly have wonderful articles and reviews. Thanks for revealing your web site.
Just a smiling visitor here to share the love (:, btw outstanding design .
I just want to tell you that I am just newbie to blogging and site-building and really enjoyed this page. Most likely I’m planning to bookmark your blog . You surely come with fantastic posts. Regards for sharing your website.
Good site! I truly love how it is easy on my eyes and the data are well written. I’m wondering how I could be notified whenever a new post has been made. I’ve subscribed to your feed which must do the trick! Have a nice day!