Cask nr: 105091Po Longmornie, którego jakiś czas temu opisywałem na blogu jakiś czas temu i który bardzo mi przypasował, bez wahania rzuciłem się na sampla tejże whisky od botllera van Wees.
Sampelek dotarł szybko pocztą i jak mam w zwyczaju odkręciłem buteleczkę, żeby powąchać zawartości i… Zapach wgniótł mnie w fotel! Zawsze daję żonie powąchać moje kolejne whisky i to był chyba pierwszy raz kiedy rzekła: to nie PACHNIE jak whisky 🙂 Raz, użyla słowa pachnie, zamiast co za smród, a dwa, że zapach jej się spodobał.
Sampelek powędrował na półkę, ale nie byłem w stanie dokończyć w tym dniu rzeczy które miałem do zrobienia, bo whisky ta wywierciła mi swoim zapachem niezłą dziurę w głowie 🙂 I z wieczora musiałem jej posmakować.
Moje odczucia:
OKO: ciemno miedziany.
NOS: potężne, wspaniałe, głębokie sherry, rodzynki, dojrzałe czereśnie, owocowa guma do żucia. Któraś już whisky kojarząca mi się z napojem Gatorade (nie nie, to nie kryptoreklama 🙂 ). Herbata o smaku owoców tropikalnych, z wiodącymi prym ananasami. Zapach przebogaty i wręcz wciągający do kieliszka. Odrobina Bailey’sa gdzieś w tle, tak więc świeżość wygrzanych słońcem owoców zestawiona jest ze śmietankowo-kremową gładkością. Poezja! Z wodą: dochodzą pomarańcze, krówki i słaba kawa z przewagą mleka.
JĘZYK: nadal ta genialna tropikalna herbata, sherry, rodzynki wymoczone w spirytusie. Ale wysoka moc tej whisky wcale się tu nie wybija. Smak ciut skórzasty, ale zaraz kontrowany tropikalną owocową sałatką, całość przyprawiona pieprzem i cynamonem. Z wodą: tak jak na nosie, dochodzą pomarańcze i mandarynki.
FINISZ: rozgrzewający, dłuuugi, tropikalny i odświeżający.
Whisky fantastyczna i nic więcej tu nie napiszę. Poza tym, że wg mojego podniebienia warta każdych pieniędzy. już szukam całej butelki 😉
OCENA: 93/100.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz