D.: 25.10.1996 r.
B.: 2007 r.
Beczka: Sherry Cask
Wychłostają mnie pewnie co niektórzy, ale wielkim fanem Springbanka nie jestem.. Powiecie zapewne: 'bo jeszcze dobrego nie piłeś’. I tak pewnie jest 🙂 Także w poszukiwaniu tego dobrego i wybitnego rozpieczętowałem wczoraj sampla niespodziankę, który okazał się być Springbankiem właśnie.
Ów whisky to wypust od Creative Whisky Company, czyli niezależnego bottlera z UK. Firma powstała w 2005 roku, a jej założyciel, to jakże doświadczony nie jedną butelką i beczką whisky David Stirk. CWC skupia się na doborze i wypustach whisky, które określa mianem Exclusive. Bierze się to z tego, że ich whisky, to destylaty zawsze pochodzące z jednej beczki, niejednokrotnie wypuszczane w ilości nieprzekraczającej nawet stu sztuk. Maksymalny 'nakład’ to 600 butelek.
Dzisiejszy Springbank wydestylowano w 1996 roku. Przeleżał 10 lat w beczce po sherry i rozlano go z jego mocą oczywiście. Whisky nie była filtrowana na zimno, a jej kolor, to sama natura 😉
Moje odczucia:
OKO: złoto-miedziana.
NOS: na pierwszym planie śliwki – 'żywy’ owoc, ale także takie podsuszone w czekoladzie. Do tego dochodzi cała masa słodyczy, czekoladki z dobrym likierem, mleko skondensowane, dobrze posłodzona rozpuszczalna kawa z mlekiem i syropem karmelowym. Czekolady ciąg dalszy – świeżo otwarte opakowanie takiej pełno mlecznej. Whisky bardzo treściwa, skondensowana i pełna w zapachu. Po dobrej chwili wyczuwalny doskonale aromat świeżo zmielonej kawy i dochodzące do głosu nuty sherry w śmietankowej otoczce. Gdzieś w tle, dosłownie przez momencik wyczuwalny posmak cytrusów. Alkohol jest tutaj totalnie zamaskowany, pomimo słusznej mocy samej whisky. Znowu po małym odczekaniu czuć świąteczny kompot z suszu, a na samym końcu bardzo dobrej jakości tytoń. Z wodą whisky moim zdaniem bardzo dużo traci, mocno się spłaszcza i mamy tylko resztki mlecznej czekolady nadziewanej pomarańćzami.
JĘZYK: niestety to co w zapachu tak urzekało, w smaku praktycznie nie występuje. Słodycz stonowanej sherry miesza się z dębiną, z którą obcujemy praktycznie przez cały czas. Minimalnie wyczuwalna sherry w postaci suszonych owoców, które mieszają się z kandyzowaną skórką pomarańczową. Tuż przed finiszem posmak podgniłego drewna. Z wodą: whisky bardzo ugładzona, nadal słodka, z przyćmioną dębową beczką i aromatami do ciasta/
FINISZ: bardzo długi, słodka dębina, suszone owoce, resztki tytoniu i naparstek czekolady.
Powiem szczerze, że po zanurzeniu nosa w kieliszku powiedziałem sobie: to będzie bomba! Aromatyczną bombą Springbank 1996 jest na pewno. Tak różne zapachy atakują nas praktycznie z każdej strony. Mieszają się, wymieniają się, zaskakują. Co chwilę można poczuć coś innego, sięgając coraz to bardziej w głąb whisky. Świetna rzecz i bardzo wiele sobie po samym zapachu obiecywałem. Jednakże w smaku wszystko prysnęło w momencie. Dosłownie procent odczuć z nosa popsuł trochę cały początkowy entuzjazm. Oczywiście jest jak najbardziej pijalna i gdyby najpierw posmakować, a dopiero potem wąchać, albo nie wąchać, to whisky ta broniła by się jakoś na pewno 😉 A tak to zapach poprzeczkę wywindował w kosmos, a smak nie dogonił. No cóż, bywa 🙂
OCENA: 88/100.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz