Udało się cało i zdrowo wrócić z Jastrzębiej Góry i póki jeszcze głowa pełna świeżych wrażeń, postanowiłem prawie że na gorąco przedstawić Wam w jak najbardziej skondensowanej formie dwa dni spędzone na III edycji Festiwalu Whisky w Jastrzębiej Górze.
Delikatnym słowem wstępu muszę się od razu do czegoś przyznać. Mianowicie nie było mnie na Festiwalu rok temu, więc w pamięci miałem jedynie I edycję i przyznam, że jechałem do Jastrzębiej z lekką obawą, czy aby nie zastanę znów festiwalu bardziej koktajli i podstawowych blendów, w miejsce butelek bardziej wymagających, mniej dostępnych, droższych, po prostu takich, które zadowolą tych nawet najbardziej wymagających, którzy już nie jedną zacną whisky w gardle mieli.
I co? I pierwsze 10 minut na miejscu i przysłowiowy banan na twarzy mej nie chciał zejść przez bardzo długi czas.
Po pierwsze, festiwal jako impreza rozrósł się z trzy razy do premierowej edycji. Posunięcie jak najbardziej in plus. Wystawcy rozplanowani po obrysie festiwalowej przestrzeni, co dawało sporo miejsca w środkowej części. I bardzo dobrze, bo w piątkowy wieczór ilość ludzi była po prostu ogromna, a jednak dawało się w miarę swobodnie poruszać, bez zbędnego przepychania się.
Po drugie, oczywiście zwiększyła się ilość wystawców. Zwiększyła się tak, że przez 2 dni (no takie dobre półtora, bo w sobotę zmykaliśmy do domu w okolicach godziny 17ej) nie zdążyłem podejść do wszystkich stoisk, chcąc przy niektórych zabawić nieco dłużej, tak aby porozmawiać z wystawcami na temat czy to konkretnych butelek, czy też ich planów na najbliższą przyszłość. Fajnym posunięciem było utworzenie dwóch stoisk z butelkami z Domu Whisky w cenach nie niszczących portfela. Ostatnio wypuszczona Starka za 50zł. czy któraś z Port Ellen za kwotę 100zł, to okazja do spróbowania butelek, których spróbować w tej cenie może już nie będzie okazji. Oprócz tego dobrym ruchem było uruchomienie sklepu na terenie Festiwalu, zwłaszcza że ceny butelek były internetowe.
Super, że do Jastrzębiej zawitali Jurek z Danielem z bestwhiskymarket.com. Nie raz pisałem o ich stoiskach, no i tym razem ciężko było się do nich dopchać z racji zainteresowania wypustami od niezależnych bottlerów. Spokojnie małą fortunę można było u nich zostawić 😉
Bardzo fajnym stoiskiem było to pokazane przez Wina M&P. Wystawionych naprawdę sporo butelek. Od podstawek, przez wyższe, nawet 20-letnie destylaty. Do tego whisky irlandzka i bourbon. Było w czym wybierać.
Ardbeg z Glenmorangie wystawili się jako Bestia i Piękna.
Nie chciałbym tutaj zanudzać i wymieniać wszystkich z tzw. imienia i nazwiska, bo nie o to chodzi, a lista wystawców jest znana, bądź też jest do poznania na oficjalnej stronie Festiwalu http://festiwalwhisky.pl/ . Tak jak wspomniałem nie na wszystkie stoiska udało mi się dotrzeć, albo z braku czasu, albo po prostu były tak oblegane, że szkoda mi było czasu na stanie w miejscu, więc szedłem dalej.
Oprócz podróżowania po wystawcach, czas mogliśmy również zająć sobie jednym z kilku masterclass. Na masterclass się nie wybrałem, ale za to w sobotę dostałem się na otwartą prelekcję (dzięki Janek za info), gdzie na bardzo pozytywnie i rzeczowo przeprowadzonym mini wykładzie można było skosztować Pięknej I Bestii w kilku odsłonach. Z tych godnych zapamiętania były to Glenmorangie 21 i 25 oraz Ardbeg Dark Cove, no i coś niesamowitego, a mianowicie 21-letni Ardbeg, który ma zostać wypuszczony oficjalnie na przełomie tego i następnego roku. Rzecz absolutnie niesamowita. Dostaliśmy do posmakowania dosłownie po naparstku, ale whisky naprawdę genialna. Zwłaszcza, że była to wersja cask strenth, a oficjalny botling to będzie prawdopodobnie jedynie 46%. Oprócz tego newmake Ardbega jak zwykle przepiękny! Również można było go skosztować. Prelekcja świetna.
Poruszanie się między stoiskami pełnymi butelek single malt, whiskey irlandzkiej, indyjskiej, bourbonów umilała muzyka na żywo (choć tutaj malutki minusik – w ciągu dnia grana była za głośno i nie szło w normalny sposób rozmawiać z wystawcami), czy też występ spod znaku stand-up.
Oprócz tzw. neat whisky spróbować można było całą gamę drinków i koktajli na bazie whisky. Szczerze przyznam, że co jakiś czas robiłem sobie taki lżejszy przerywnik i niektóre 'wynalazki’ naprawdę przypadły mi do gustu – whisky sour na Ardbegu zawsze 😉
W kilku słowach podsumowania – Festiwal Whisky w Jastrzębiej Górze jak dla mnie w 100% udany! Festiwal w klimacie wakacyjnym z idealnie wpasowaną na te dni pogodą, z całą masą pozytywnych ludzi (pozdrowienia dla wszystkich spotkanych starych znajomych 🙂 ) i z, co mnie pozytywnie zaskoczyło, całą rzeką dobrej i bardzo dobrej whisky! Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Zdecydowanie polecam każdemu odwiedzić kolejną edycję. Sam melduję się za rok na 100%! Do zobaczenia.
A tymczasem wycinek z kilkuset zdjęć które popełniłem 😉
W 100% zgadzam się z Panem, i dla tych którzy nie mogli uczestniczyć w tegorocznej edycji nie polecam dawać wiary fali negatywnych komentarzy jaka pojawiła się na funpage-u festiwalowym. Była to moja pierwsza edycja i tak samo jak autor jestem zachwycony imprezą 🙂 Podczas tych dwóch dni można nabrać nesamowitej wiedzy na temat Whisky a poza teorią spróbować tyle różnych rodzajów „wody życia” ile nie było mi dane podczas mojej dotychczasowej przygody z tym trunkiem.
lizanie dupy albo ślepota
Witam. Fakt mam lekką wadę wzroku, ale nie aż tak głęboko posuniętą 😉 Festiwal w Jastrzębiej to moim zdaniem wydarzenie, które broni się tym, że potrafi zadowolić i tego który whisky nie pił i zaczyna, i tego który pije ją tylko z colą, a także tych którzy szukają czegoś bardziej unikatowego. Trochę dziwią mnie komentarze, które mówią o festynie, hołocie itp. historiach. Trzeba troszkę rozgraniczać pewne rzeczy. Jastrzębia to nie Limburg, czy Whisky Live w Singapurze. Do Jastrzębiej jechałem się wyluzować, popić whisky (WSZELAKĄ), porozmawiać o whisky i nie tylko z osobami z branży, ze znajomymi i z napotkanymi nieznajomymi. Niczego tu nikomu nie próbuję wmawiać, nikomu 'nie liżę’, napisałem i piszę tak jak było. Nikt mnie dwa dni w Jastrzębiej na siłę nie trzymał 🙂 Pozdrawiam
Zawsze miło posłuchać wyważonej opinii bywalca Limburgów i innych Singapurów: „Festiwal Whisky w Jastrzębiej Górze i jego III edycja to obowiązkowe wydarzenie do odwiedzenia dla każdego fana złotego trunku.” Rozumiem, że takie wygłaszane ex cathedra mądrości, są pokłosiem licznych wizyt autora na światowych festiwalach whisky – w tym np. plenerowych? Zapytam: w czym wyraża się więc owa „obowiązkowość”, porównując JG z wspomnianymi i innymi imprezami? Gdzie te oczywiste przewagi i niepowtarzalne atuty?
Zabawne, jak wiele osób podnosi teraz – publicznie i słusznie – mnogie zarzuty wobec organizatorów, a czcigodny Bywalec przechodzi nad nimi do porządku dziennego tylko dlatego, że się tak świetnie „wyluzował”… Chciałoby się wierzyć, że to wyłącznie niedostatki warsztatu, a nie świadoma dezinformacja, u której podstaw leży najzwyklejszy oportunizm.
Festiwal w JG to doskonałe miejsce (wg mnie oczywiście), w którym bez niepotrzebnej (akurat w tak ulokowanym czasie i miejscu festiwalu) napinki można napić się whisky lepszej i gorszej. Jechałem tam z 'wakacyjnym nastawieniem’ i ukontentowany zostałem jeśli o tę sferę chodzi. Nie jechałem tam z nastawieniem recenzowania bóg wie jakich wypustów. Tak, to możliwe: whisky, jakakolwiek by była + dobra zabawa, to możliwe.
A porównując do tego co było na I edycji skok był znaczny i tak odnosiłem się w tym subiektywnym tekście powyżej. Nie stałem w kolejce do WC, niekoniecznie musiałem siedzieć, więc te rzeczy mi nie doskwierały. Fakt było za gorąco (trochę dziwne winić za to organizatorów – fakt mogli przenieść event na październik, ale wtedy byłoby zapewne za zimno), ale tego się spodziewałem jadąc tam. Poza za głośnym graniem w dzień, minus o którym zwyczajnie zapomniałem, to brak wody pitnej, a to było rzeczywiście po czasie uciążliwe/upierdliwe. Nie piętnuje FWJG jako idealnego, jeśli tak zabrzmiał tekst to tak być nie miało. Jeszcze raz powtórzę – spędziłem świetnie 2 dni z whisky i masą pozytywnych ludzi i za rok jadę ponownie.
Pozdrawiam całe BOW 😉